Pro/demokratyczny Marsz miliona serc  w Warszawie, 1  X 2023.
Bidkälla/Image source: twitter/Platforma Obywatelska.

Jutro odbędą się w Polsce wybory parlamentarne. Wybory zostały już określone jako najważniejsze od 1989 roku. Stawka jest ogromna nie tylko dla samych Polaków, ale także dla UE, Europy i Ukrainy. Rosja Putina widzi w nich najlepszą jak dotąd szansę na podzielenie Zachodu w kwestii Ukrainy.

Przez dwie kadencje krajem rządzi partia PiS oraz jej mniejsze, na wpół niezależne przybudówki. Na czele PiS stoi mały wielki człowiek, wódz Jarosław Kaczyński. Jest utalentowanym politykiem na terenie kraju, żądnym władzy przebiegłym graczem i intrygantem. Jednocześnie wykazuje on zaskakującą ignorancję i obojętność w kluczowych kwestiach, zwłaszcza ekonomicznych i – co gorsza – polityki zagranicznej. Podobnie jak węgierski Orban czy turecki Erdogan aspiruje do roli nowoczesnego autokraty, brakuje mu jednak całej ich sprawności na arenie międzynarodowej. O ile Orban i Erdogan umiejętnie manewrują, by wywalczyć bardzo wymierne korzyści (odpowiednio dotacje UE i nowoczesne systemy uzbrojenia z USA), Polska Kaczyńskiego wielokrotnie znajduje się na kursie kolizyjnym z Komisją Europejską, Parlamentem Europejskim, Trybunałem w Strasburgu i Waszybgtonem – zarówno administracją Bidena i Kongresem!

We wszystkich przypadkach chodzi o różnego rodzaju naruszenia demokratycznych i prawnych zasad w kraju, które nie pozostają niezauważone za granicą – ku wielkiemu zaskoczeniu i irytacji rządzącej kliki w Warszawie. Wciąż nie udało im się wydobyć z unijnego funduszu odbudowy po pandemii ok. 140 mld złotych (ponad 30 miliardów euro).

Polska zyskała niesamowitą reputację dzięki swojemu zaangażowaniu i chęci przyjmowania uchodźców z Ukrainy. Należy jednak pamiętać, że przyjęcie było przede wszystkim bezprecedensowym zaangażowaniem osób prywatnych, a następnie organizacji wolontariackich. Władze kraju, zwłaszcza na szczeblu rządowym, rzucały się w oczy swoją nieobecnością i zadowalały się w praktyce przestrzeganiem dyrektyw unijnych w sprawie przyjmowania ukraińskich uchodźców.

Dziś reputacja ta jest marnotrawiona przez władze, które wdały się  w spór z Ukrainą, m.in. w sprawie eksportu przez nią zboża. Fakt że część transportów najwyraźniej nigdy nie opuściły kraju i zostały sprzedane przez skorumpowanych handlarzy. Spór szybko się zaostrzył, kiedy premier Morawiecki oświadczył w Warszawie, że Polska nie zamierza już dostarczać Ukrainie broni, lecz inwestuje we własną obronę. Oświadczenie sprzeczne ze wspólnym frontem Zachodu wobec Rosji, słusznie spotkało się ze zdziwieniem i konsternacją.

Ale po co ta cała polityka, która wzbudza tyle złej krwi na Zachodzie? Odpowiedź jest równie prosta jak w przypadku Orbana i Erdogana i nazywa się to polityką wewnętrzną.

Reżim Kaczyńskiego był w stanie zdobyć, utrzymać i obecnie stara się bronić swojej pozycji władzy w dużej mierze dzięki połączeniu dwóch rzeczy: hojnej polityki dystrybucyjnej skierowanej do słabszych grup społecznych oraz intensywnej, czasem brutalnej i bezwzględnej propagandy nacjonalistycznej, ksenofobicznej i homofobicznej wycelowany we wszystko i wszystkich poza wąskim elektoratem. Na celowniku znajdują się: zagraniczni migranci (przynoszący robactwo i szerzący choroby), Bruksela (dyktat gorszy niż w czasach sowieckich), UE (pracująca w rzeczywistości w interesach  Niemiec), Berlin (zawsze naziści), osoby LGBTQ+ (seksualizacja dzieci i podważanie zdrowej polityki rodzinnej) i tak dalej. Czysty rasizm i klasyczny antysemityzm cały czas czają się pod powierzchnią: spójrz, co ONI chcą z nami zrobić!

Wszystkie te oszczerstwa można doskonale ze sobą połączyć, jak np. wykorzystanie przez Berlin UE do szerzenia złej „ideologii LGBT”, aby osłabić naród polski, a następnie zastąpić jego osłabioną populację wszelkiego rodzaju migrantami, aby w końcu przejąć władzę w Polsce.

PiS lubi ubierać się w patriotyczne, katolickie barwy, ale chory światopogląd wychodzi co chwila jak, nie przymierzając Szydło z worka.

Ludzie z opozycji są regularnie przedstawiani jako piąta kolumna,i zdrajcy narodu. Jej niekwestionowany lider, Donald Tusk, który po kadencji jako przewodniczący  Rady Europejskiej wrócił do Polski, musi spotykać się z najgorszymi oskarżeniami, obelgami i rażącymi obelgami.

W kraju PiS kontroluje większość mediów, w tym państwową telewizję naziemną, która dociera do wszystkich ze swoim przekręconym, pełnym nienawiści przekazem. Niezależny kanał telewizyjny przetrwał tylko dzięki obronie Waszyngtonu (stacja jest własnością American Discovery). Duża część lokalnej prasy, będącej własnością spółek państwowych i kontrolowanej przez PiS, rozpowszechnia ten sam przekaz.

Często zniekształcają fakty i nierzadko kłamią wprost. Kłamstwa stały się także ulubioną sztuczką w coraz bardziej zaciekłej kampanii wyborczej. Wielu prominentnych polityków PiS ma w sobie ten nawyk. Premier Morawiecki od dawna nazywany jest Pinokiem, nie tylko ze względu na spiczasty nos.

Niezależne gazety i czasopisma zostały poddane presji finansowej – wszelkie reklamy spółek państwowych od dawna umieszczane są w mediach przyjaznych PiS. Państwowy koncern paliwowy Orlen publikuje nawet własne, prorządowe reklamy. Przed wyborami Orlen obniżył także ceny benzyny i ropy – wszystko po to, by ludzie polubili obecny reżim.

Agencje bezpieczeństwa państwa wykorzystywano także do nielegalnego podsłuchiwania polityków opozycji, próbując znaleźć lub sfabrykować kompromitujące informacje. Zakres podsłuchów rządowych za pomocą Pegasusa nie jest w pełni znany. Ponadto mają do pomocy upolitycznioną prokuraturę i kilku skorumpowanych sędziów, wyższych rangą funkcjonariuszy wojska i policji. Policja jest wykorzystywana na małą, ale niestety w coraz większą skalę, do tłumienia demonstracji przeciwko PiS.

Metody te, nie są wynalazkiem PiSu, który wyraźnie wzoruje się na przykładach z Węgier czy Turcji. PiS i jego elektorat są także zadeklarowanymi zwolennikami Donalda Trumpa. Polski rząd bardzo, bardzo długo nie pogratulował Joe Bidenowi pokonania Trumpa. Mają oni z pewnością nadzieję, że Trump odzyska prezydenturę.

I co najważniejsze (i najgorsze), widać coraz większe podobieństwo między kleptokratycznym aparatem władzy zbudowanym przez PiS a putinowską Rosją. Pomimo antyrosyjskiej retoryki rządu istnieją wyraźne wspólne interesy, między głęboko skorumpowanymi grupami rządzącymi obydwoma krajami. W rzeczywistości zakres antyrosyjskiej retoryki jest znacznie mniejszy, niż mogłoby się wydawać. Często znika ona  w cieniu wspomnianej krytyki opozycji i demokracji na Zachodzie. I to właśnie stanowi największe niebezpieczeństwo – dla samego państwa polskiego i dla demokratycznego i liberalnego Zachodu.

Jeśli PiS wygra jutrzejsze wybory (14 października), dobiegnie końca demokratyczna Polska, którą znamy i podziwialiśmy od wyzwolenia spod komunizmu w 1989 r. Jeśli Polacy nie zagłosują na odsunięcie PiS od władzy, nie będą już żyć w demokratycznym państwie . Byłaby to ostateczna katastrofa dla milionów obywateli, zwłaszcza młodego pokolenia, które dorastało w kraju europejskim, ze wszystkimi związanymi z tym swobodami i przywilejami.

Coraz bardziej autorytarna, antyliberalna i niedemokratyczna Polska w końcu zostanie odizolowana od Zachodu, odizolowana (a może nawet wykluczona) z UE. PiS zachowa władzę, a swoim skorumpowanym klientom zachowa lukratywne domeny, ale kraj nieuchronnie będzie coraz bardziej wpadał pod kontrolę Moskwy. Jaki będzie jej kolejny krok? Zakłócić czy wstrzymać pomoc wojskową dla Ukrainy – jak Węgry Orbana? Mamy podstawy do obaw.

Ale możemy mieć nadzieję. 1 października w demokratycznym marszu przez Warszawę wzięło udział ok. 1 mln osób, które nie chcą żyć pod rządami skorumpowanego, zakłamanego reżimu PiSu. Można mieć nadzieję, że Polska – jak raz w latach 80-tych i 90-tych – wybierze Zachód.