Ukrainiańscy żołnierze z amerykańską haubicą M777  w rejone Charkowa, lipiec 2022.
Bidkälla/Image source: Radio Free Europe/Radio Liberty.

Ukraińska ofensywa trwa już ponad dwa miesiące. Front stoi mniej więcej miejscu. Nigdzie nie doszło do przełomu. Wojska rosyjskie nie ustępują. Szereg zagranicznych komentarzy sugeruje, że ukraiński atak definitywnie utknął w martwym punkcie. Z kolei ze strony ukraińskiej słychać uspokajające komunikaty i apele o cierpliwość: wiemy, co robimy, daj nam czas (i więcej broni), a rozwiążemy problem w odpowiednim czasie. Jak to właściwie jest?

Najnowszą ponurą wiadomość przekazał „Washington Post”, powołując się na źródła w społeczności wywiadowczej USA (U.S. intelligence community). Tam najwyraźniej doszli do wniosku, że w kontrofensywie Ukraina nie osiągnie swoich celów. Celem zawsze było odcięcie połączenia lądowego między Rosją a Półwyspem Krymskim. Aby to osiągnąć, Ukraińcy muszą dotrzeć do brzegów Jeziora Azowskiego i odzyskać miasta portowe Berdżańsk i/lub Mariupol. Po drodze Melitopol – węzeł komunikacyjny dwóch głównych dróg i zelektryfikowanej linii kolejowej łączącej Krym z Rosją. Źródła, na które powołuje się WP, uważają, że Ukraińcom nie uda się dotrzeć do Melitopola, przynajmniej nie w tym roku. Rosyjskie linie obronne są po prostu zbyt mocne.

Chyba nikt nie ma dziś wątpliwości, że rosyjskie fortyfikacje są rozległe (największe w historii?), dobrze zaplanowane i mocne. Rosjanie mieli mnóstwo czasu na ich zbudowanie i wydaje się, że wywiązali się z tego zadania w sposób zaskakująco kompetentny. Ukraińcy mają do czynienia z trzema liniami głębokiej obrony, dobrze wycelowanym ogniem artyleryjskim, dobrze rozmieszczonymi zębami smoka (przeciwko czołgom) i minami, co wręcz nieprawdopodobną liczbą min. Za liniami znajdują się rezerwy przygotowane do kontrataków, samoloty szturmowe i helikoptery. A za liniami czekają silnie ufortyfikowane miasta, czyste fortece, takie jak Melitopol.

Jest całkiem oczywiste, że podczas gdy my na Zachodzie szkoliliśmy jednostki ukraińskie do ataków pancernych, armia rosyjska przygotowywała system obrony przed właśnie tego typu atakami. I poradzili sobie dobrze, naprawdę dobrze.

Gdyby wojnę toczyły siły NATO, pozycje rosyjskie zostałyby w tym momencie zdruzgotane bombardowaniem z powietrza i rakietami dalekiego zasięgu. Tak też było w Iraku i  jeszcze wcześniej, po lądowaniu w Normandii. Kiedy wojska lądowe utknęły, przychodziła kolej na naloty bombowe Jedynym czynnikiem, który mógł opóźnić porażkę Niemców, była zła pogoda i słaba widoczność. Gdy tylko niebo się przejaśniło, zaczynało się bombardowanie.

Ale ten rodzaj wojny wymaga lepszych sił powietrznych, których Ukraina nie ma. W każdym razie jeszcze nie. Minie dużo czasu, zanim zapowiadane dostawy F-16 z Danii i Holandii (kilka krajów pójdzie za ich przykładem). Gdyby dotychczasowa pomoc Ukraińcom objęła nowoczesne lotnictwo, sytuacja na froncie wyglądałaby zupełnie inaczej…

Zachodni doradcy sugerowali, aby Ukraińcy skupili wszystkie swoje mobilne siły w jednym punkcie. Prawdopodobnie spodziewano się (mieliśmy nadzieję), że zdemoralizowane wojska rosyjskie uciekną z pola bitwy w panice na widok nadciągających potężnych sił pancernych. Niestety, nie uciekli, lecz trzymali się umocnień i bronili się. Obrazy uszkodzonych Leopardów i Bradleyów stały się bolesne dla Zachodu i Ukraińców i były wielokrotnie wykorzystywane w rosyjskiej propagandzie.

Po wczesnych niepowodzeniach zdecydowano się zamiast tego na ataki lokalne, rozłożone na kilka dłuższych odcinków frontu. Ukraińska ofensywa trwa żmudnie i powoli i, jak pisałem wcześniej, wymaga czasu, dużo czasu. Ale ataki trwają nadal, wciąż w trzech kierunkach: na wschodzie, w Bachmucie, na południowym wschodzie (między Donieckiem a Zaporożem), w Uroźajnem oraz na południe od Zaporoża, w Pjatychatkach i Robotynem.

Amerykański Instytut Studiów Wojennych ISW podaje, że Ukraińcy dotarli do centralnej części wsi Robotyne i informuje o znaczących ukraińskich zdobyczach taktycznych (tj. lokalnych). To właśnie atak na Zaporoże jest komentowany na łamach „Washington Post” – w kierunku na Robotyne i dalej w kierunku Melitopola lub – o czym nie wspomniano w komentarzu – w przeciwnym kierunku, w stronę Berdiańska i Mariupola.

Pozytywny obraz sytuacji na froncie maluje z kolei „New York Times”, twierdząc, że Ukraińcy, a przynajmniej lokalni dowódcy na froncie, są w bardzo dobrym nastroju. Spoglądając wstecz na niepewną sytuację rok temu, widzą oni wyraźną poprawę – teraz Ukraińcy są lepiej wyposażeni, zorganizowani,stan liczebny jednostek jest większy. Siły ukraińskie idą powoli i mozolnie, ale posuwają się do przodu. Rosjanie natomiast są zdecydowanie w defensywie, spychani, są słabiej wyposażeni i zmęczeni.

Ważną, bardzo ważną, częścią ukraińskiej strategii jest jednoczesne, systematyczne i konsekwentne atakowanie rosyjskiego zaplecza, linii zaopatrzeniowych i magazynów. Wydaje się też, że artyleria ukraińska wreszcie dorównała – dotychczas ją przewyższającej – rosyjskiej.

Ostrożnie pesymistyczny obraz ofensywy, która dotarła na rosyjskie pola minowe, ma prawdopodobnie niewiele wspólnego z przesadnymi nadziejami, jakie żywimy na Zachodzie, mając nadzieję na rychłe załamanie Rosji. Ukraińcy na miejscu mają inną perspektywę. Nie porównują swojej rzeczywistości do niepewnej, świetlanej przyszłości, ale do bardzo, bardzo trudnej sytuacji sprzed roku. Oczywiście oni też mają nadzieję, ale bardziej skupiają się na tym, co dzieje się lokalnie, w terenie. I tam widzą, że sytuacja stała się znacznie lepsza.

Ukraińskie postępy porównuje się do nacierania na rosyjską linię obronną jak na wciskanie napiętego pasa z gumy. Guma rozciąga się i napina coraz głębiej do tyłu. Pytanie czy pęknie, a jeśli tak to kiedy?

Wielu Ukraińców na froncie jest najwyraźniej przekonanych, że ten w pewnym momencie pęknie. A kiedy to się nie powiedzie, sprawy potoczą się szybko, bardzo szybko.